Autor Wiadomość
Misiek
PostWysłany: Śro 14:25, 19 Mar 2008    Temat postu:

Nie sądzę, by miłość sama w sobie mogła działać aż tak. Może się nałożyć wiele przyczyn, takich jak chociażby uzależnienie od danej osoby czy pozostawanie w związku na pozycji uległej. Wtedy rzeczywiście związek może wyglądać tak jak opisujesz. Niemniej jest to sytuacja negatywna. Uczucie uczuciem, ale obie strony powinny mieć wolną przestrzeń. Wzajemne pożeranie się jest negatywne.
V.
PostWysłany: Wto 22:20, 18 Mar 2008    Temat postu:

Zgadzam się, fanatyzm jest zły.

Ale jednak myślę, ze można połączyć oddanie i otwartość umysłu...
Tylko, nie jest to już oddanie stuprocentowe, bo zostawiamy sobie furtkę powrotną, gdyby okazało się, że dana idea nie zgadza się z moralnością, którą posiada każdy.

Zgadzam się też z tym, że fanatycy szkodzą obrazowi danej religii.

---

Ale wracając do początkowego tematu:
Odbiegliśmy od głównego tematu, rozmowa zawiesiła się na sformułowaniu '100%'.

Więc, napiszę to inaczej.

Mowa jest o miłości jako takiej.
Człowiek odgradza się od niej, łudzi się, buduje tamę, a potem usilnie uważa, by nie powstało żadne pęknięcie. Ale prędzej czy później tama pęka, fala zalewa serce.
Mimo, że fala zalała całe serce nauczyliśmy się pływać i unosimy się na powierzchni...
Tylko, jest możliwość wykształcenia w sobie skrzeli. Nie będziemy musieli wtedy ciągle machać kończynami by unosić sie na powierzchni, stanie się tak komfortowo...
Ale zdajemy sobie sprawę z ryzyka, że jeśli ktoś tak nagle otworzy to serce i wyleje z niego całą tą odwzajemnioną miłość - wtedy udusimy się. Będziemy potrzebowali wody by przeżyć... 'Odrzuciliśmy kiedyś płuca, teraz pora nam zapłacić.'

Warto więc wykształcić skrzela?
Misiek
PostWysłany: Wto 18:30, 18 Mar 2008    Temat postu:

Tak. Jeśli osoba poświęca się religii w 100% automatycznie staje się fanatykiem. Nie zostanie żadna jej świadoma cząstka, która mogłaby powiedzieć; "Ej, ale podrzynanie gardła tej grupce dzieci to jednak przegięcie" - jest tylko idea, religia czy cokolwiek innego i poza tym nie liczy się nic.

Wyraźnie oddzieliłem te dwie informacje. Druga część tyczyła się związku osobowego, gdzie jedna strona pochłania drugą.

Ale czy fanatyk nie szkodzi tak naprawdę swojej idei z racji samego swojego zaślepienia? Czy nie jest tak, że zbrodnie na tle chociażby religijnym są wynikiem ukrytych lęków danej osoby? Jeśli tak - jest to przecież wykorzystywanie ideologii jako tarczy czy formy ukrycia się.

Ponadto - ja mogę powiedzieć, że jestem zielony, mam 12 metrów wzrostu i siedem rąk. Nie znaczy to, że tak jest, choć mogę być o tym przekonany.
V.
PostWysłany: Wto 16:00, 18 Mar 2008    Temat postu:

Więc można powiedzieć, ze Bóg jest wykorzystywany i niszczony przez ludzi, którzy mówią, że się 'oddali w 100%'? Ciekawe.

O ile łączy się to z klapkami na oczach i głupotą - to to jest fanatyzm.
Ale jeśli człowiek po prostu oddaje całą swoją energię, życie itd. czemuś co uważa za słuszne, co w tym złego?
Misiek
PostWysłany: Wto 11:08, 18 Mar 2008    Temat postu:

Znaczy masz na myśli fanatyzm?
Moim zdaniem to nie jest oddawanie się idei, a raczej przekłamanie i wypaczanie jakiejś wizji. Fanatyk kradnie tego "boga" i robi z niego część siebie. Dlaczego? Wydaje mi się, że to forma samoobrony przed światem, jak rozbitek, który przerażony kurczowo trzyma się rękami i nogami przepływającej obok deski - tonąc wraz z nią.

______________

W sumie ciekawa wizja. Jak się chwilę zastanowić, takie coś może zajść przy dowolnej korelacji między ludźmi, gdzie jedna osoba wypacza drugą i zmienia ją w część siebie. W takim wypadku można powiedzieć o "100% oddaniu", ale mielibyśmy raczej do czynienia ze związkiem toksycznym, gdzie jedna ze stron jest niszczona i wykorzystywana przez drugą stronę.
V.
PostWysłany: Pon 20:35, 17 Mar 2008    Temat postu:

Miś - A co myślisz o totalnym poddaniu się pewnej idei, bądź Bogu, jakkolwiek byśmy go nie nazwali.
Da się? Czy nie istnieje i w tym przypadku oddanie w 100%?
Nawet jeśli całe swoje życie poddamy tej myśli, uczuciu i zrobimy wszystko by wykonać misję, której przyczyną jest ta wiara?

--
Nie mówię, że ja uważam, że się da, więc to nie pytanie 'moja teza przeciwko Twojej', tylko 'moja hipoteza i Twój stosunek do niej'.
Daria.
PostWysłany: Pon 16:18, 17 Mar 2008    Temat postu:

Powolutku próbuje wywnioskować złoty środek Waszych hipotez.
Tak Miś masz rację, tej cząstki nie da się oddać,
tak V. masz rację ta czątka męczy się w pustce pt. samo-sobie,
dlatego myślę, że potrzebuje ona opieki, takiego bezwzględnego respiratora, będącego obok mimo wszystko, podtrzymująceg, dającego bezpieczeństwo...


Rozum-serce....?

Wybieram człowiek,
nic nam po tych organach, skoro nie mamy dla kogo ich używać, przed kim i czym właśnie nimi się bronić...
Misiek
PostWysłany: Pon 12:04, 17 Mar 2008    Temat postu:

Może się męczyć. Ale oddanie tej cząstki nie jest możliwe, bez względu na to, jak bardzo byś tego chciała.

Miłość nie jest wartością, tak moim zdaniem. Ale do tego chyba lepiej założyć osobny temat, jeśli takowy jeszcze nie istnieje. Podobnie kwestia serce-rozum.
V.
PostWysłany: Pon 11:52, 17 Mar 2008    Temat postu:

"Wyobraź sobie, że dajesz komuś część siebie. Potem zostaje Ciebie mniej, więc możesz oddać mniejszą część. Zawsze musi być jakaś świadoma cząstka, która będzie mogła coś dać. Na koniec zostanie tylko ta jedna, malutka cząstka, której nie będzie jak dać. "

A jeśli ta mała cząstka potem się męczy nie należąc do Niego/Niej?

---

Jednak myślę, że niezdefiniowana czystość i miłość są wartościami najwyższymi i zdecydowanie zbyt często odrzucanymi...
Więc, serce, jako 'organ' odpowiedzialny za te dwie sprawy, ściśle ze sobą powiązane jest organem najważniejszym.

A rozum? Często nam się wydaje, że to on uratuje... Rozum można ogarnąć, zagłuszyć, serce... nigdy nie do końca.

Jakkolwiek infantylnie i banalnie to nie brzmi - w to wierzę.
A, że zawsze bezpieczniej byłoby dla człowieka by słuchał się rozumu, a nie serca...
Tak jest. Ale spędzić życie w jaskini, bez świadomości? Też mi zycie...
Misiek
PostWysłany: Pon 11:21, 17 Mar 2008    Temat postu:

Nie da się zaufać komuś w 100%. Tak samo, jak nikogo nigdy całkowicie nie poznasz, nikomu nigdy się całkowicie nie oddasz i nie poświęcisz. Absolutu nie ma.

Wyobraź sobie, że dajesz komuś część siebie. Potem zostaje Ciebie mniej, więc możesz oddać mniejszą część. Zawsze musi być jakaś świadoma cząstka, która będzie mogła coś dać. Na koniec zostanie tylko ta jedna, malutka cząstka, której nie będzie jak dać.

Oczywiście to przykład hipotetyczny. W takim stopniu jeszcze nigdy chyba nikomu nie zaufałem. Na to trzeba naprawdę lat znajomości.

Rozum kontra serce?
Rozum.
Serce jest ślepe, głuche, bezmyślne.
Biega po omacku i jak w filmie dla dzieci obija się o ściany.
V.
PostWysłany: Pon 10:49, 17 Mar 2008    Temat postu: Zaufanie.

Czy zaufanie w 100% jest dobre?
Czy może lepiej zostawić sobie ten gram siebie, pewnego rodzaju kod DNA dzięki któremu odbudujemy się, gdy ten człowiek, któremu powierzyliśmy swoją osobę, odejdzie?

Rozum kontra serce.

Rozmowa czysto filozoficzna... :}

Powered by phpBB © 2001 phpBB Group